To miało miejsce kilka lat temu, podczas wyjątkowo srogiej zimy. Poszłam z najdroższą rodzicielką na Mszę. Po wszystkim rozmawiałyśmy przed kościołem z proboszczem. Kiedy zaczęło śnieżyć mama zdecydowała, że najwyższy czas wracać do domu. Pożegnałyśmy się. Ona odpala silnik i... nic. Gaz na całą moc, ale samochód nie chce się ruszyć nawet o centymetr. Ksiądz pomaga mi pchać, a mama wciska pedał gazu. Padało coraz mocniej, a my odstawiliśmy cyrki z wycieraczkami, deskami, łopatami (żeby odkopać śnieg spod kół). Nic nie zdawało egzaminu. Proboszcz zawołał wikarego do pomocy. potem jeszcze sześciu ministrantów. Piekielnie było zimno i padało jak cholera. Wszyscy już skonani i zmarznięci, bo pchamy auto z całych sił, a ono ani drgnie. A trwało to już dobre czterdzieści minut. jakież wielkie było zdziwienie, gdy jeden z księży zajrzał do środka samochodu i z uśmieszkiem zapytał: "A może z ręcznego pani zdejmie?". Śmialiśmy się trzęsąc jednocześnie z zimna, a rodzicielka czerwona jak burak podziękowała i przeprosiła za kłopot. Oczywiście samochód ruszył od razu. Dla mojej mamy... YAFUD