#it
emu
fut
hit
lek
psy
syn

Stoi sobie dziewczę u...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

Spotkały się dwie koleżanki:...

Spotkały się dwie koleżanki:
- No i jak tam ten twój alkoholik, mąż? Dalej się szlaja po barach, pije i przegrywa kasę w karty?
- A wiesz, że nie? Ostatnio przeprowadziłam z nim poważną rozmowę i on teraz nie pije, nie pali, nie chodzi po barach. Leży sobie spokojnie na OIOM’ie...

- Halo, to seks telefon?...

- Halo, to seks telefon?
- Tak, mój miły. Słucham!!
- Dobra. Więc tak. Jest rok 1946. Wojna się skończyła. Wymłóciliśmy właśnie wspólnie owies. Ty masz na sobie brudne barchanki i przepocony waciak. Łapię cię za rękę i zaciągam do pobliskiej stodoły. Pachnie końskim nawozem. Masz nadwagę i nie myłaś się od trzech dni... improwizuj dalej!
- PIP! PIP! PIP!
- HALO ????

- Sylwin, chodź kupimy...

- Sylwin, chodź kupimy sobie zwierzątko!
- A ja ci nie wystarczę, Brydzia?
- Eeee, to nie to samo...
- OK, zaraz nasikam na podłogę.

Mąż do żony:...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

- Napijesz się?...

- Napijesz się?
- Jasne! Co proponujesz?
- Kawę.
- A... Nie, dzięki, jestem niepijący...

- Poszedłbym tak z ciekawości...

- Poszedłbym tak z ciekawości do gejklubu, nie widziałem jeszcze prawdziwych gejów.
- A co, do tej pory trafiały się same pedały?

Czterej pancerni 60 lat...

Czterej pancerni 60 lat później. Scena pierwsza - Saakaszwili i Czereśniak pod ostrzałem:
- Wiesz Saakaszwili, ja w ogóle się nie bałem
- Bałem nie bałem, ale wóz jest do wymiany.
- Dostaliśmy?
- Nie, ale ten wymaga wietrzenia.

Co tam u Tobiasza?...

Co tam u Tobiasza?
- Mąż jego kochanki, Walerii, trener boksu 2. klasy, przyłapał go na robocie. Tobi musiał skoczyć z trzeciego piętra. Teraz leży w szpitalu: wstrząśnienie mózgu, złamane trzy żebra, szczęka i obojczyk, ogólne obrażenia wewnętrzne oraz zwichnięta noga.
- Debil. Trzeba było pogadać z mężem.
- Pogadał. Ze skoku tylko nogę zwichnął...

SŁONECZKO...

SŁONECZKO

W czasach liceum znajomy miał, echem, pardon za wyrażenie, fazę i ciągle mówił do jednej koleżanki per „słoneczko”, ot tak sobie, bez żadnych podtekstów.
Pewnego pochmurnego dnia staliśmy na korytarzu podczas przerwy (czy jak to się drzewiej mówiło „pauzy”). Kolega podchodzi i pyta:
- Co u ciebie słoneczko?
Koleżanka spojrzała na chmury zakrywające słońce i odrzekła
- A nic, chyba właśnie zaszłam.