Z MIŁOŚCI DO...
Miejsce: Kino w Wielkiej Brytwanii, w którym kasjerzy siedzą za grubaśną szybą, a do komunikacji używane są głośniki i mikrofony które widziały lepsze czasy. Są po prostu za ciche (tak mi się przynajmniej wydawało).
Kasjerzy w owym kinie, do którego notorycznie uczęszczam, są tak zblazowani, że wszelkie zwroty grzecznościowe są przez nich niestosowane, a wręcz brzmią jak obraza gdy użyte. Więc i ja przestałem się silić na grzeczność i kupując bilet na film rzucam po prostu tytułem. I tym razem tak zrobiłem. Podszedłem do okienka zerknąłem na planszę co grają i głośno i wyraźnie, coby mnie chłop usłyszał, rzuciłem tytułem filmu:
- I love you, man!*
Kasjer wydrukował i oderwał bilet, wysuwając go przez szczelinę okienka nachylił się do mikrofonu, patrząc mi prosto w oczy z pełną powagą, wycedził nadzwyczaj głośno, aksamitnym, "radiowym" głosem:
- I love you, too.
*tłumaczenie (zbyteczne myślę, ale...)
- I love you, man. = Kocham cię, stary!
- I love you, too. = Ja ciebie też kocham.