psy
fut
lek
#it
hit
emu
syn
Nie znaleziono strony której szukasz, ale może znajdziesz coś ciekawego poniżej ;)

BLIŹNIACZKI...

BLIŹNIACZKI

Wprowadzenie:
Mam Ci ja dwie młodsze Siostry, bliźniaczki. Poważne studentki 3 roku na uniwersytecie, stypendystki. Przyszła Pani Prawnik i przyszła Pani Ekonomistko - Matematyczka... Nie mam za to włosów na głowie, pierwszy raz zresztą. Akcja właściwa:
Dziś rano jedna z nich słodziutkim głosikiem do mnie rzecze:
- Paweełku...
- Tak?
- A kiedy schodzisz z pokładu?
- Pokładu?
- Noo, Idy.
O, sprytna bestyjka! Oczytana, bystra i z dowcipem. Wiadomo przynajmniej, że moja rodzona. Ale facet przecież musi mieć ostatnie słowo:
- Hmmm, trudno opuścić coś, co jest już tak nisko. Tyle metrów pod ziemią...
- Pod ziemią? Jak to?
- No, tak to... - moje niezrozumienie bezpośrednio przełożyło się na polot wypowiedzi.
- Co ty bredzisz, brat? Pod jaką ziemią?
(I tu mi zaczęło coś kiełkować)
- Paula, a Ty wiesz co to był ten Łysek?
- Ne pewnie, koń.
- A ta Ida?
- No pewnie! Statek!
Rotflując wytłumaczyłem Siostrze, że pokłady są też w kopalni i generalnie pan Morcinek to raczej w tematyce górniczej robił. Zastanawiając się czy wrzucić to JM, pomyślałem, że opowiem całą anegdotkę drugiej Siostrze, po jej reakcji zaś zdecyduję. Ale coś mnie tknęło:
- Aga, a Ty wiesz kto to był ten Łysek z pokładu Idy?
- No pewnie. Koń.
- A ta Ida?
- Statek...
Tego, w końcu bliźniaczki, czyż nie?

JEDYNY ZNANY ORGAZM...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

Dwa Yeti wychodzą z jaskini......

Dwa Yeti wychodzą z jaskini...
- No, synu - mówi starszy Yeti - Spójrz, tam w dole rozłożyły się obozem ludzie. Pójdziesz tam i rozszarpiesz je na strzępy, ok? To będzie twoja inicjacja.
I klepnąwszy go lekko w ramię pchnął we wskazanym kierunku.
Po jakichś pięciu godzinach mały Yeti wraca. Zionący wódą, obdarty ze skóry i z zawstydzeniem trzymający się za siedzenie.
Ojciec załamał ręce.
- A niech mnie Budda, ty to jednak jesteś pechowy. Pierwsza twoja ekspedycja i od razu Gruzini...

ZAGROŻONY...

ZAGROŻONY

Mam w pracy kolegę, który niedawno dowiedział się, ze zostanie ojcem (po raz n-ty). Jego żona (szeroka walijska baba) pluje tymi dziećmi jak pestkami ze śliwek, pomimo tego zafundowali sobie nowe telefony TYLKO do rozmów miedzy sobą w razie ekstremalnej sytuacji. No i ona wybrała mu specjalny dzwonek na jej połączenia przychodzące. Sytuacja wyglądała tak:
Kolega stoi przy automacie z napojami dobrych kilka metrów od naszych biurek. W tym czasie jego specjalny telefon, leżący na biurku, zaczyna podrygiwać i wydaje z siebie komunikat:
- UWAGA! Musisz niezwłocznie odebrać to połączenie! W przeciwnym razie twój związek ulegnie zniszczeniu w trzy... Dwa... Jeden...
Zdążył, na szczęście okazało się, że to tylko ćwiczenia.