ŁYLI
Znajomy kupił ekskluzywną bryczkę. Może nie Maybach, ale i tak naszpikowana wszelakim zaawansowanym komputerowym, automagicznym ficzerowym dobrem, tzw. fhuj wypas. Udaliśmy się na wycieczkę w celu posmakowania luksusu podróżowania takim cudeńkiem - kierowca, ja i Łyli. Jedziemy.
Kierowca opowiada, demonstruje, ja kiwam głową, czasem o coś pytam, cmokam z uznaniem i generalnie jestem pod wrażeniem. Natomiast Łyli na tylnym siedzeniu nachylił się w przód, wystawił łeb między oparcia, oczy wybałuszył, szczękę opadł i nic nie mówi tylko chłonie wrażenia i coś tam pod nosem mamrocze kręcąc głową. Śmiejemy się z kierowcą bo Łyli odkąd pamiętam zawsze jeździł używanymi rzęchami, jakieś kadety, golfy czy daewoo z piątej ręki itp. wiadomo, jaka w jego głowie musi odbywać się orgia wrażeń i marzeń... Dojeżdżamy na miejsce, można odetchnąć, gratuluję nabywcy. I wtedy Łyli wypowiada pierwsze słowa.
- Ku**a, ile tu się rzeczy może popsuć...