PROMOTOR
Miałem przedmiot kończący się egzaminem, a prowadził go mój promotor. Człek z niego dziwny, ze swoimi przywarami i powiedzeniami wybija się ponad średnią profesorską mojego wydziału.
Przeszedłem do niego wraz z kolegą dać indeksy do wpisu. Wtedy też wywołała się taka rozmowa:
[P]romotor - To jak poszło źle to wpisujemy 2.
[J]a - Ale było pismo, że do indeksu można wpisywać tylko oceny pozytywne
[P] - Nie można wpisywać? student bez 2 to jak żołnierz bez karabinu.
[J] - Tak ale nie idziemy przecież na wojnę.
[P] - No, a gdzie było to pismo?
[J] - Wisiało jakiś czas temu w gablocie.
[P] - No to przynieście mi je.
No to potuptaliśmy dwa piętra niżej do dziekanatu. Pani z dziekanatu zdziwiła się, że chcemy kopie tego pisma, ale na pytanie komu było ono potrzebne zdziwienie szybko umknęło w niepamięć zmieniając się w minę, jaką mają osoby słuchające i oglądające Mandarynę podczas występu na żywo, mówiącą - "tak to niestety ona".
Przychodzimy z pismem do promotora mojego szanownego kontynuując dialog poszerzony o jedną osobę - drugiego wykładowcę zwanego dalej [D]oktorem.
[P] - kto to takie pisma wymyśla? (widniał tam podpis prodziekana do spraw studenckich) - acha no to teraz wiem.
[P] - (zwraca się do Doktora) znasz to pismo?
[D] - znam i to od dłuższego czasu.
[P] - ja nie znam. a od kogo je dostałeś?
[D] - od Ciebie [:)]