psy
fut
lek
emu
#it
hit
syn

SPEED 3...

SPEED 3

W czasie studiów (jestem w wieku między Jezusem a Karwowskim), słyszałem od kolegów następującą opowieść:
Stare uniwersyteckie polskie miasto (bardziej stare, niż polskie - tzn. Dolny Śląsk). Dwóch kolesi (K1 i K2) zakłada się, że jeden z nich będzie szybszy niż tramwaj, na odcinku od Politechniki, do Zoo (...set metrów). Zakład się zaczyna. K1 wskakuje do tramwaju, a K2 ma biec. Przystanek i start. K2 wbiega na tory (wiadomo - na trzeźwo raczej nikt by tego nie zrobił) i sprintem (nietrzeźwym) biegnie do następnego przystanku. Motorniczy trąbi, tramwaj dyszy, ale nie mogą K2 wyminąć. Wygrał.

Idzie dwóch studentów...

Idzie dwóch studentów ulicą i widzą kawałek kartki leżącej na chodniku. Jeden się pyta drugiego:
- Co to jest?
A drugi odpowiada:
- Nie wiem, ale kserujemy!

KONKRETNY POMNIK...

KONKRETNY POMNIK

Otóż siostra mojej sympatii, wraz ze swoim prywatnym mężem, wybrali się razu pewnego na cmentarz. Bez głupich myśli proszę. cel był ze wszech miar zbożny - podlanie kwiatków na grobie babci. Ale jako, że na cmentarzu tak cicho z natury rzeczy, to wypada jakiś poziom decybeli w otoczeniu utrzymać, toteż zaczęła się rozmowa, która szybko spełzła na temat pomników nagrobkowych ("Ten to brzydki, ale ten całkiem ładny"), a następnie na wymagania osobiste co do ww. ("A taki to bym mogła mieć, ale takiego już nie"). Ponieważ mężczyzna w tym małżeństwie raczej małomówny i do gadulstwa nieskory, to za język trzeba czasem pociągnąć, a wypada to uczynić, bo perełkę potrafi ów mąż spłodzić:
[Żona] - Słuchaj, a jaki ty byś chciał mieć pomnik?
Na co on się rozmarzył, popatrzył w niebo i rzekł:
[Mąż] - Nie wiem, jakiś taki konkretny... ja... na koniu.

Wieszałam na balkonie...

Wieszałam na balkonie pranie. Nagle w oddali zobaczyłam moje koleżanki. Zaczęły mi machać, więc też im odmachałam. Przestały machać i spojrzały się na mnie i krzyknęły: - kim jesteś? - to ja! okazało się że to nie były moje koleżanki i machały do mojej sąsiadki z dołu.

Student dostał pytanie...

Student dostał pytanie na egzaminie
-Czy krowie można usunąć ciążę?
Nie znał odpowiedzi na to pytanie,nie zdał,więc załamany poszedł do baru,pije tam jedną setkę,pije drugą,trzecią,pije kolejne...
Barmanowi żal zrobiło się chłopaka,więc pyta
-Proszę pana,jak ma pan jakiś problem,to może niech pan powie...
Chłopak podnosi głowę i pyta
-Czy można krowie usunąć ciążę?
Barman myśli,myśli,w końcu mówi...
-Chłopie, aleś się wj***ł...

MATCZYNE ŻALE...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

Student siedzi już prawie...

Student siedzi już prawie godzinę na egzaminie z botaniki i nie idzie mu najlepiej.
Profesor postanowił mu dać ostatnia szansę a jednocześnie zażartowac z delikwenta:
- No wiec zadam panu ostatnie pytanie. Jak pan odpowie dostaje pan trójkę, jak nie to pan oblał. No wiec niech pan mi powie ile jest liści na tym drzewie? - powiedział wskazując za okno.
Student myśli... patrzy na drzewo... znowu myśli, wreszcie mówi:
- Piec tysięcy osiemset czterdzieści dwa!
- A skąd pan to wie? - pyta profesor.
- Aaaaa, to już jest drugie pytanie...

Co powinien wiedzieć...

Co powinien wiedzieć asystent?
Prawie to wszystko, co student.

Po ostro zakrapianej...

Po ostro zakrapianej imprezie obudziłem się rano i spostrzegłem, że nikogo nie ma w domu. Jak to na kacu bywa strasznie chciało mi się pić, wchodząc do kuchni zauważyłem kubek wody więc bez zastanowienia przechyliłem i opróżniłem cały. Owa woda miała dziwny smak ale tłumaczyłem to swoim zatruciem alkoholowym. Gdy rodzice wrócili do domu okazało się, że wypiłem roztwór wody z środkiem do czyszczenia protez w którym całą noc moczyła się szczęka ojca. YAFUD

NA BEZRYBIU......

NA BEZRYBIU...

Wracając z meczu Wisły na White Hart, wśród okalającego tłumu "kwiatów emigracji", kierowany chęcią jak najszybszego usadowienia się gdzieś w jakimś środku lokomocji, mijając ciemne, pozamykane, zakratowane witryny sklepowe znalazł się jeden otwarty - Hair Salon - czy jakoś tak. Szedł obok zasępiony jegomość z wąsem i dostrzegłszy ów sklep, mniej - więcej w tym samym momencie, co ja, uradował się niezmiernie wykrzykując do towarzyszy:
- Eeeeee, Staszekkkk... Otwarte... Idziemy po piwooooo!
Staszek, nie powiem, na poliglotę wyglądał:
- Zbychuuuuu, tu to tylko szampon kupisz.
- Szampannnn? A cooooo to k*wa sylwesteeeeeer? A ch** moooże byyyć...