#it
emu
fut
hit
lek
psy
syn

BILECIKI...

BILECIKI

Stałem pod salą i sprawdzałem bilety. Większość widzów już weszła, co chwilę pojawiali się jednak spóźnieni. Do takich należało małżeństwo po czterdziestce, które podeszło pod salę. Mężczyzna szedł spokojnym krokiem, z założonymi z tyłu rękami, kobieta trzymała ręką torebkę. Zbliżając się do mnie, pan poprosił żonę, aby wyjęła bilety. Małżonka otworzyła torebkę i rozpoczęła poszukiwania. Wzrok nas trojga był utkwiony w torebce, tymczasem mężczyzna obrócił się w moją stronę nieznacznie, ale w taki sposób, żebym mógł zobaczyć... dwa bilety, które trzymał za plecami! Wziąłem je dyskretnie, oderwałem końcówki i oddałem.
Kobieta w dalszym ciągu bezskutecznie szukała biletów, natomiast mężczyzna odwrócił wzrok od torebki, spojrzał na mnie i zapytał wprost:
- Wpuści nas pan bez biletów?
- No, dobrze - odparłem z udawanym wahaniem w głosie. - Ale następnym razem proszę nie zapomnieć o biletach!
Kobieta, wchodząc na salę, w dalszym ciągu zastanawiała się, co mogło stać się z biletami...

SZTUKA PRZEKONYWANIA...

SZTUKA PRZEKONYWANIA

Takie nastały czasy, że rozmowy przez telefon komórkowy prowadzimy już wszędzie.
Siedzę sobie jak panisko w autobusie a nad moją głową [c]hłopakowi maija-hi maija-ho zagrało. Odebrał. Oto, co usłyszałam:
c - Cześć kochanie. Jesteś jeszcze w pracy?
- (...)
c - A... Już wyszłaś... A minęłaś już korek?
- (...)
c - Nie było korka? A pójdziesz na zakupy?
- (...)
c - Aaaa! zrobiłaś już zakupy? To zaraz będziesz w domu?
- (...)
c - To czemu nie mówisz, że jesteś w domu? Co będzie na kolacyjkę?
- (...)
c - To bardzo fajnie. Potem obejrzymy jakiś film.
- (...)
c - TO PO CO robiłaś kolację, skoro chcesz iść do knajpki?
- (...)
c - Z kim? Jak to ja zostaję w domu?
- (... !!! ...)
c - Czemu mi to robisz?
- (...)
c - Ile? Osiem piw? Dobrze kochanie, idź z przyjaciółką na tę kolację, jakoś sobie poradzę. Pa kochanie. Pa.

WYMYŚLNA WYSPA...

WYMYŚLNA WYSPA

Stoimy sobie ze znajomymi na świeżym, wiosennym powietrzu. Słońce zaszło, pierwsze kapsle od piwa odstrzelone. Rozmowa powoli toczy się- sprawy dnia dzisiejszego omówione, więc zeszliśmy na tematy "lekko" abstrakcyjne. Jeden z nich to:
"Co bym zrobił jak bym nagle dostał 3 miliardy złotych?"
Ja [J] Wyobraziłem sobie, że wybudowałbym u "B" na polu zamek, z basztami, łucznikami, fosą, wieżą maga etc.
Odzywa się [G]rzesiu:
[G] - Ja to bym sobie kupił "hajabusę" i rozpie**olił na pierwszym zakręcie...
[J] - Głupota, jak masz tyle kasy to możesz wszystko, po co tak od razu się rozwalić.
[G] - A! To bym kupił sobie wyspę gdzieś... gdzieś... (chwila zadumy) ...gdzieś NA PÓŁWYSPIE!

NOCNE ZWIERZE...

NOCNE ZWIERZE

Gram ci ja dzisiaj z bratankiem w zgadywanie piosenek. Zabawa polega na tym, że jedna osoba śpiewa kawałek piosenki, a druga odgaduje wykonawcę. Zaśpiewałem "Wolność jak marzenia" Wilków. Młody za nic nie może zgadnąć. No to mu podpowiadam:
- Auuuuuuuu!
- Uderzyłeś się?
- Nie. Co wykonuje taki dźwięk: "auuuuuu"?
- Nie wiem.
- No jakie zwierze wyje w nocy?!
- Doda?

Zeszłej nocy spałem bardzo...

Zeszłej nocy spałem bardzo krótko. Rano jadąc do szkoły, zmęczony wsiadłem do tramwaju. Jak zwykle tramwaj załadowany po brzegi, przeciskam się przez tłumy i oczom nie wierzę! Wolne miejsce pośród takiego tłumu! Zmęczony nieprzespaną nocą, zadowolony, że znalazłem miejsce, usiadłem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nagle zrobiło mi się mokro w tyłek i poczułem dziwny zapach... Przystanek temu na tym miejscu siedział jakiś żul, który po pijanemu zeszczał się na siedzenie. To dlatego było wolne... YAFUD

SYLWESTER SIĘ ZBLIŻAŁ......

SYLWESTER SIĘ ZBLIŻAŁ...

W pracy paczkę robię. Zapakowałam toner dla klienta, wzięłam herbatkę, paczkę, podchodzę do szefa Marcina i pytam:
- Masz kielicha?
Marcin bez słowa odwraca się do szafki, wyjmuje rum, dolewa mi do herbaty.
[Ja] - Yyy... No, dzięki, ale mi chodziło o nalepki z kieliszkiem na paczki, żeby nie rzucali na poczcie...

UROKI MOTORYZACJI...

UROKI MOTORYZACJI

Byłem ci ja wczoraj opony wymienić na zimowe. Zakład wulkanizacyjny mieści się na sąsiedniej ulicy, w sumie i szef, i monterzy, i większość klientów to moi sąsiedzi i znajomi. Całość dzieje się na Śląsku.
Przede mną na podnośnik wjechał szef Rady Dzielnicy swoją wypaśną do bólu, czarną Toyotą RAV4. W bagażniku miał komplet opon i jeszcze parę rzeczy, w tym około metrowy kawał czegoś, co przypominało grubą na trzy palce stalową rurę w kolorze czerwonym, a czego istoty niestety nie poznałem.
Monter wyjął z bagażnika opony oraz wzmiankowaną rurę plus jeszcze parę śmieci, wymienił co miał wymienić, letnie gumy popakował w worki i zabrał się do umieszczania ich w bagażniku. W międzyczasie właściciel Toyoty rozmawiał z szefem warsztatu i dość był zaaferowany, chyba się targował o cenę, bo nie zwracał większej uwagi na montera i to, co robił. Ten natomiast złapał w rękę rzeczoną rurę, wywinął nią młynka i wrzeszczy:
- Panie Alojz! A co jo z tym mom zrobić?! Kaj mom ta ruła wciepać?!
Na to właściciel Toyoty, wciąż zajęty rozmową z szefem:
- A zapakuj mi ją do zadku...
Co prawda miał na myśli umieszczenie rury w bagażniku, ale siakoś tak się fartownie wstrzelił z tym tekstem, że monter najpierw zamarł, a później wraz z całym warsztatem, szefem i niżej podpisanym kulał się ze śmiechu po podłodze...

GRZYBKI...

GRZYBKI

Ostatnio pojechałem sobie z kobietą na wieś. Nie jakiś tam domek jednorodzinny 5 km od miasta, tylko prawdziwa wieś z prawdziwym lasem, prawdziwym polem, prawdziwą kozą i prawdziwym koniem - i dlatego jest to "Autentyk" [:C] [:C]
Spędzaliśmy tam sobie czas nie męcząc się zbytnio, rozmawiając, pijąc piwo i spacerując. Na jednym z takich spacerów postanowiliśmy nazbierać grzybów. Zbieramy i zbieramy, bo onych dużo było - same kurki. Szukamy kurek, rozmawiamy o kurkach, wracając myślimy jak te kurki zjemy, już nawet staramy się nie patrzeć poza ścieżkę, żeby nie rozglądać się za kurkami. Wróciliśmy, zjedliśmy, część grzybów oddaliśmy sąsiadce, a wkrótce naszedł nas głód na mniej kulinarne przyjemności... I zaraz po chwili spędzonej na namiętności, gdy próbowałem się do niej przytulić słyszę:
- Boże, pierwszy raz kochałam się myśląc o grzybach.

Ze względu na 1 kwietnia...

Ze względu na 1 kwietnia - znany jako "Prima Aprilis", moja siostra postanowiła zrobić mały żart swojemu chłopakowi. Kiedy do niej przyszedł, z udawaną mieszaniną rozpaczy i złości wykrzyczała mu w twarz coś typu: "wiem o wszystkim, widziałam was razem!". Chłopakowi jednak musiało umknąć to, że dziś Prima Aprilis...Jego reakcja? Padnięcie na kolana i błaganie o wybaczenie w stylu "ona nic dla mnie nie znaczy, to ciebie kocham, a ten szybki numerek z nią w jego aucie to był niechcący..." YAFUD

METAMORFOZA...

METAMORFOZA

Samochód zepsuł mi się dość poważnie, a co za tym idzie, nagle się okazało że ja to nie mam wszędzie blisko, tylko tak naprawdę wszędzie daleko.
W warsztacie nikt się jednak tym specjalnie nie przejmował, przez co trzy tygodnie pozostawałem bez samochodu. Spoglądając w lustro, na domiar złego, stwierdziłem, że normalnie zarosłem jak dziki agrest i wypadałoby jakiegoś fryzjera odwiedzić. Ten, do którego zwykłem chodzić, oddalony był o całe lata świetlne, a że tak słabo mobilny jestem, bez samochodu, to zmuszony byłem poszukać innej lokalizacji gdzieś bliżej. Nie szukałem długo, bo już po jakiś pięciu minutach znalazłem salonik o wdzięcznej nazwie "Metamorfoza". Zabrzmiało to trochę złowieszczo, ale ja byłem zdecydowany i zdesperowany, bo to zawsze do domu bliżej a i zmrok już zapadał i nie chciało mi się dalej szukać. W krótkich żołnierskich słowach wytłumaczyłem gościowi, sprawiającemu wrażenie mocno metroseksualne, o co mnie się rozchodzi:
- Maszynką na krótko proszę...
Gościu zrozumiał i rach ciach sprawnie mnie obciął po czym padło pytanie:
- Stylizujemy?
Zerknąłem z powątpiewaniem w lustro i przez głowę przemknęła mi myśl że nie ma co specjalnie stylizować, ale przewrotnie powiedziałem:
- A stylizuj pan...
A ten jak mi nie nawali żelu, jak mi jakiś "dzióbki" na głowie porobi...
Głupio mi było się odezwać bo przecież się zgodziłem.
Dobrze że było ciemno i do domu blisko a tam od razu łeb pod kran... Tfu metamorfoza... Psia jego mać...