psy
fut
lek
emu
#it
syn
hit

ZADANIE DOMOWE...

ZADANIE DOMOWE

Wracam skonana - jak to we wtorek - w, za przeproszeniem, pielesze. Dalej było banalnie - nieodkurzony pokój, chlew w zabawkach, nieodrobione stado lekcji.
Standardowe:
- Co masz zadane? - oraz - Czy umiesz sam zrobić?
Standardowe:
- Malutko... Nie umiem.
Czytam polecenie z języka polskiego: "Przeczytaj wiersz Jóliana Tówima i napisz, co powinna w sobie zmienić Zosia - Samosia" (pisownia oryg.)
No to młody wziął i napisał:
"Zosia powinna zrobić cokolwiek, żeby nie była taka głupia."
Polecenia część druga:
"Czy warto chodzić do szkoły i dlaczego?" (w domyśle - i dlaczego warto?)
Co tym razem spłodziła progenitura?
"Do szkoły warto chodzić, bo jak ktoś przeżyje ten koszmar, to już nic w życiu potem go nie ruszy."
Kazałam mu wymazać gumką, bo ołówkiem jeszcze gówniarze piszą. Chociaż może to ja mu podcinam skrzydła?

Mam!...

Mam!

Historia mojego znajomego. A więc tak:
Byłem z kumplem na imprezce, no i on żuł sobie gumę cynamonową. No a jak wiadomo, na imprezach się skacze, biega itp. No i jemu nagle guma wyleciała. Kolega nie lubi marnować niczego, więc postanowił poszukać gumy. Nagle usłyszałem tekst:
- Mam... O ku**a, miętowa...

KONKRETNY POMNIK...

KONKRETNY POMNIK

Otóż siostra mojej sympatii, wraz ze swoim prywatnym mężem, wybrali się razu pewnego na cmentarz. Bez głupich myśli proszę. cel był ze wszech miar zbożny - podlanie kwiatków na grobie babci. Ale jako, że na cmentarzu tak cicho z natury rzeczy, to wypada jakiś poziom decybeli w otoczeniu utrzymać, toteż zaczęła się rozmowa, która szybko spełzła na temat pomników nagrobkowych ("Ten to brzydki, ale ten całkiem ładny"), a następnie na wymagania osobiste co do ww. ("A taki to bym mogła mieć, ale takiego już nie"). Ponieważ mężczyzna w tym małżeństwie raczej małomówny i do gadulstwa nieskory, to za język trzeba czasem pociągnąć, a wypada to uczynić, bo perełkę potrafi ów mąż spłodzić:
[Żona] - Słuchaj, a jaki ty byś chciał mieć pomnik?
Na co on się rozmarzył, popatrzył w niebo i rzekł:
[Mąż] - Nie wiem, jakiś taki konkretny... ja... na koniu.

Wczoraj trochę zabalowaliśmy...

Wczoraj trochę zabalowaliśmy z kolegami w pobliskim pubie, ale to mi przypadł "zaszczyt" bycia kierowcą. Było gorąco więc wszyscy jechaliśmy na "zimny łokieć". Postanowiliśmy podjechać po naszą koleżankę i wrócić z powrotem do klubu . Trochę się u niej zasiedzieliśmy, ale gdy już wyszliśmy zobaczyłem że nikt oprócz mnie nie zamknął okna. Nieciekawa ulica, więc zaglądam czy nic nie zginęło. Zaglądam radio jest, głośniki są, nic nie zginęło. Dzisiaj myłem samochód. Gorąco strasznie więc biorę łyka wczorajszej Pepsi.. wtedy się zorientowałem że jakiś dowcipniś nasikał mi do butelki. YAFUD

Szefowa wie lepiej...

Szefowa wie lepiej

Wchodzę do Awiteksu w przejściu przy zbiegu Pawiej, Basztowej, Westerplatte i Lubicz. Patrzę, zapiekanki. Jeszcze na blaszce. A kupię sobie - pomyślałem.
- Przepraszam, czy te zapiekanki z blaszki są jeszcze ciepłe?
Ekspedientka podchodzi, zbliża rękę.
- Tak, jeszcze są.
Na to z drugiego końca sklepu, dobre 5 metrów dalej, krzyczy kierowniczka:
- Nie! Nie są! One już nie są ciepłe! Podgrzać panu? Podgrzać?!
Byłem nieco zdezorientowany.
- To jak? Są ciepłe czy nie?
- Są / - Nie są.
- Ale...
- No nie są / - Ale można podgrzać! Podgrzać?!
Jednocześnie trajkotały ekpedientka i jej szefowa. Rozbolała mnie od tego głowa:
- Stop! Teraz ja mówię, ok?
Szefowa podparła boki i z wyższością powiedziała:
- No... Słuchamy pana. Teraz pan mówi.
Zdębiałem ponownie.
- Jak to jest? Że pani, co stoi przy zapiekankach mówi, że są ciepłe, a pani z drugiego końca krzyczy, że nie są? Telepatycznie pani to stwierdza?
Szefowa:
- No bo nie są! Blaszki dotknęła.
Pracownica:
- Blaszki dotknęłam.
Ponownie rozbolała mnie głowa.
- To jak? Podgrzać? / - No bo nie są ciepłe!
- Ale...
- Podgrzewamy?
A mam was w dupie - pomyślałem. Pomachałem banknotem 10-złotowym, który przygotowałem wcześniej do zapłaty i wyszedłem.

Kupiłem obwarzanka.

W barze facet zapoznaje...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

Eskimos ciągnie na sankach...

Eskimos ciągnie na sankach lodówkę. Widzi go drugi i pyta się: - Po co Ci ta lodówka, jest minus 20 stopni? - A niech się dzieciaki trochę ogrzeją.

Tydzień przed świętami...

Tydzień przed świętami moja dziewczyna zdecydowała, że przedstawi mnie w końcu swoim rodzicom. Po świętach przyznała mi się, że oboje przy dzieleniu opłatkiem życzyli jej zgodnie "jakiegoś fajnego chłopaka". YAFUD

Więcej... http://www.yafud.pl/4995/#ixzz24XUCK2pK

LEGENDA...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

Ojciec miał 2 synów:...

Ojciec miał 2 synów: pesymistę i optymistę.
Pewnego dnia postanowił dać im prezenty. Pesymiście dał do pokoju zabawki elektroniczne, a optymiście do pokoju nałożył górę końskiego łajna.
Na następny dzień rano idzie do pierwszego pokoju, a tam syn niezadowolony. Ojciec się go pyta, dlaczego.
Syn narzeka:
- Bo to tyle elektronicznych zabawek, dużo instrukcji do przeczytania, a na pewno trzeba będzie kupić baterie, kiedyś się w końcu to wszystko zepsuje...
Ojciec idzie do drugiego pokoju, a tam syn-optymista przerzuca łajno i woła:
- Gdzieś tu jest mój kucyk! Gdzieś tu jest mój kucyk!...