psy
#it
hit
fut
lek
syn
emu

Żeby zwiększyć frekwencję...

Żeby zwiększyć frekwencję na sali podczas obrad Sejmu, zaczęto na korytarz wypuszczać tygrysy. Jednak po pewnym czasie zdarzył się śmiertelny wypadek i tygrysy usunięto.
Tygrys robi wyrzuty drugiemu tygrysowi:
- Na co ci była ta sprzątaczka? Ja tydzień temu zjadłem czterech posłów i do tej pory tego nikt nie zauważył.

Pewien nadworny poeta...

Pewien nadworny poeta wymawiał takie słowa które było trudno przetłumaczyć nawet najlepszym tłumaczom. Pisał np. "A sh!t going around me". Pewnego dnia dostał zaproszenie na dwór królowej. Królowa osobiście pofatygowała się po niego swoją piękną karocą zaprzęgniętą w 6 koni. Jak to później poeta pisał "jeden miał katar kiszek". Jadą sobie pięknymi wąwozami, królowa słucha pięknych słów poety... Nagle koniowi odezwał się problem "kataru kiszek" i zabrzmiał potężny odgłos - pryyt!! Królowej było wstyd, że to jej piękne konie tak się zachowały przy jakże wielkim artyście. Królowa aby naprawić jakoś ten incydent powiedziała:
- Przepraszam.
Na to poeta:
- A nic nie szkodzi, myślałem że to koń...

Pewnego dnia pani w szkole...

Pewnego dnia pani w szkole zadała dzieciom prace domowa - miały sobie wymyślić na następny dzień jakiś oryginalny kolor. Jasio myślał całe popołudnie, aż w końcu wymyślił - kanarkowożółty. Ale pomyślał, ze zadzwoni jeszcze do Małgosi, jaki ona kolor wymyśliła. - Małgosiu, jaki masz kolor?
- Kanarkowożółty.
- *....a - pomyślał sobie Jasiu - Małgosia jest lepsza uczennica i znów pani powie mi ze ściągam. Musze wymyślić coś innego. Jasio myśli, myśli, myśli - nagle wymyślił - głęboki błękit. Ale stwierdził, ze zadzwoni jeszcze do swojego przyjaciela Stasia i się spyta, jaki kolor on wymyślił.
- Cześć Stasiu - jaki masz kolor?
- Głęboki błękit.
- ....aa - pomyślał sobie Jasiu - Stasiu jest lepszym uczniem i znów pani powie mi ze ściągam. Musze wymyślić coś innego. Jasiu myśli, myśli myśli... i nic. Wkurzył się i wyszedł się przejść po mieście - nagle patrzy na wystawie leży materiał podpisany jako krwistoczerwony.
Jasia olśniło - to jest to! Wrócił do domu i cały czas powtarza pod nosem krwistoczerwony, krwistoczerwony, krwistoczerwony... Z wrażenia zapomniał zjeść kolacje, myje żeby i nadal mruczy pod nosem - krwistoczerwony, krwistoczerwony, krwistoczerwony...
Kładzie się do łóżka i nadal to swoje - krwistoczerwony, krwistoczerwony, krwistoczerwony... Budzi się rano i znów swoje - tylko krwistoczerwony, krwistoczerwony i krwistoczerwony...
Przychodzi do szkoły, siada w ławce i sobie dalej powtarza
krwistoczerwony, krwistoczerwony, krwistoczerwony... Pani wyrywa do pytania Małgosię: - Małgosiu jaki masz kolor?
- Kanarkowożółty.
- Dobrze Małgosiu, siadaj.
- A ty Stasiu?
- A ja psze pani głęboki błękit.
- Dobrze, Stasiu siadaj.
W tym momencie otwierają się drzwi od klasy i wchodzi pan dyrektor z małym Murzynkiem. Pan dyrektor mówi:
- Dzieci, poznajcie waszego nowego kolegę, oto Mambo - i wyszedł zamykając drzwi za sobą. Pani popatrzyła i mówi:
- Witaj Mambo. Dziś mamy lekcje o kolorach. Wiem, że jesteś nieprzygotowany, ale może powiesz nam jakiś ciekawy kolor?
Mambo myśli i mówi:
- Krwistoczerwony.
- Dobrze Mambo, siadaj.
Jasia mało krew nie zalała - nie jadł kolacji, nic tylko kuł na pamięć tę nazwę, a tu przychodzi taki...
- Jasiu, a powiedz nam jaki ty masz kolor?
A Jasiu wstał i nie może nic z siebie wykrztusić
- No Jasiu?

- ....NY CZARNY!

Pierwszy Czukcza w historii...

Pierwszy Czukcza w historii opłynął świat dookoła. Po rocznym rejsie urządzono mu wielkie powitanie na Czukotce. Witano go z orkiestrą, okrzyknięto bohaterem narodowym. Dostał też prezenty - telewizor, radio i skrzynkę konserw. Gdy w domu Czukcza włączył telewizor, na pierwszym kanale pokazał się Putin, na drugim też Putin i na wszystkich pozostałych Putin. Czukcza włączył radio, a tam znów - w pierwszym programie Putin, w drugim Putin i we wszystkich pozostałych tak samo. Czukcza wyłączył radio, pomyślał i postanowił, że na wszelki wypadek nie będzie otwierać konserw.

Przychodzi baba do adwokata...

Przychodzi baba do adwokata w sprawie rozwodu.
- Potrzebny jest jakiś powód - mówi do niej adwokat. - Czy mąż pije?
- Prawie tyle co nic, ja mam głowę trzy razy mocniejszą od niego.
- Może pieniędzy na życie nie daje?
- Tylko by spróbował grosz sobie zatrzymać!
- Bije panią?
- Niechby mnie tknął, to by oknem wyfrunął!
- A jak tam z wiernością małżeńską?
- O, tu go mamy, panie mecenasie! Drugie dziecko nie jest jego!

Praca z ładnymi kobietami...

Praca z ładnymi kobietami teoretycznie jest możliwa, a w praktyce -
wszystko stoi.

Porwanie samolotu w Moskwie:...

Porwanie samolotu w Moskwie:

Poniedziałek
Porwaliśmy samolot na lotnisku w Moskwie, pasażerowie jako zakładnicy.
Żądamy miliona dolarów i lotu do Meksyku.

Wtorek.
Czekamy na reakcję władz. Napiliśmy się z pilotami. Pasażerowie wyciągnęli
zapasy. Napiliśmy się z pasażerami. Piloci napili się z pasażerami.

Środa
Przyjechał mediator. Przywiózł wódkę. Napiliśmy się z mediatorem, pilotami i
pasażerami. Mediator prosił, żebyśmy wypuścili połowę pasażerów.
Wypuściliśmy, a co tam.

Czwartek
Pasażerowie wrócili z zapasami wódki. Balanga do rana. Wypuściliśmy drugą
połowę pasażerów i pilotów.

Piątek
Druga połowa pasażerów i piloci wrócili z gorzałą. Przyprowadzili masę
znajomych. Impreza do rana.

Sobota
Do samolotu wpadł specnaz. Z wódką. Balanga do poniedziałku.

Poniedziałek
Do samolotu pakują się coraz to nowi ludzie z gorzałą. Jest milicja, są
desantowcy, strażacy, nawet jacyś marynarze.

Wtorek
Nie mamy sił. Chcemy się poddać i uwolnić samolot. Specnaz się nie zgadza.
Do pilotów przyleciała na imprezę rodzina z Władywostoku. Z wódką.

Środa
Pertraktujemy. Pasażerowie zgadzają się nas wypuścić, jeśli załatwimy wódkę.

Chiński restaurator chwali...

Chiński restaurator chwali się przed Polakami znajomością polskiego:
- Lowel, klowa, Lenatka, luchanko...
Nagle tuż pod jego nogami przelatuje szczur.
- O ploszę! A to jest kulciak

Dlaczego zwolniłem swoją...

Dlaczego zwolniłem swoją sekretarkę? - Posłuchaj! Dwa tygodnie temu były moje urodziny, ale jakby tego nikt nie zauważył. Miałem nadzieję, że rano przy śniadaniu żona złoży mi życzenia. Może nawet będzie miała jakiś prezent. Nie powiedziała nawet "cześć kochanie", nie mówiąc już o życzeniach. Pomyślałem, że chociaż dzieci będą pamiętały, - ale zjadły śniadanie, nie odzywając się ani słowem. Kiedy jechałem do pracy czułem się samotny i niedowartościowany. Jak tylko wszedłem do biura, sekretarka złożyła mi życzenia urodzinowe i od razu poczułem się dużo lepiej. Ktoś pamiętał. Pracowałem do drugiej. Około drugiej sekretarka weszła i powiedziała:
- Dzisiaj jest taki piękny dzień, w dodatku są pana urodziny, może zjemy gdzieś razem obiad? Zgodziłem się, - bo była to najmilsza rzecz, jaką od rana usłyszałem. Poszliśmy do cudownej restauracji, zjedliśmy obiad w przyjemnej atmosferze i wypiliśmy po lampce wina. W drodze powrotnej do biura sekretarka powiedziała:
- Dzisiaj jest taki piękny dzień - czy musimy wracać do biura?
- Właściwie to nie - stwierdziłem.
- No to chodźmy do mnie - zaproponowała.
U niej wypiliśmy jeszcze po lampce koniaku, porozmawialiśmy chwilę, a ona zaproponowała:
- Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli pójdę do sypialni przebrać się w coś wygodniejszego?
- Jasne - zgodziłem się bez wahania.
Poszła do sypialni, a po kilku minutach wyszła. niosąc tort urodzinowy, razem z moją żoną, dziećmi i teściową. Wszyscy śpiewali "Sto lat" a ja. ....a, siedziałem na kanapie. w samych skarpetkach.