FILMOWY BERET
Niedzielne popołudnie postanowiliśmy spędzić, jak przystało na polska rodzinę, w centrum handlowym. Małżonka, wraz z nastoletnią córką, udała się na, jakże popularny, shopping, a ja z młodym, zgodnie z tradycją, poszliśmy "w kulki".
Circa about po godzinie spotykamy się "na telefon" obok schodów ruchomych. Na twarzy mej ślubnej widzę perfidny uśmiech i ręce obładowane torbami H&M, C&A i inszymi cudakami, córka nie pozostaje dłużna. Znaczy się shopping udany.
Następnie zgodnie z tradycją udajemy się na kawkę i lody... I tutaj następuje, co następuje, czyli wymienianie, czego to sobie obie nie kupiły. W pewnym momencie żonka wyciąga z siaty jakiś taki beret, fioletowo coś tam (faceci nie rozpoznają kolorów), zakłada go na głowę oczekując pochwały z mej strony, za tak super udany zakup. Generalnie wyglądała w tym... Lepiej nie mówić (beret mój wróg i tyle).
- No i jak? - pyta się słodko.
Na co nasz synek, lat 6, odpowiada z poważną miną:
- Niech moc będzie z Tobą Yoda!