psy
fut
lek
emu
hit
#it
syn

LEGENDA O SMOKU WAWELSKIM...

LEGENDA O SMOKU WAWELSKIM

Moja siostra będąc 3 może 4 letnim brzdącem, była nieźle wygadana. Rezolutne dziecko zadające miliony pytań, oczywiście samemu na nie odpowiadając. Któregoś razu jechała z babcią autobusem do centrum. Po drodze zainteresował ją Wawel,
no i oczywiście zaczęła sobie sama opowiadać bajkę: że w jamie mieszkał smok i że szewczyk dał mu baranka nadzianego... i tu zaczęła wymieniać odpowiednio głośno czym.
- Smok zjadł siarkę, i paprykę, i sól, i pieprz....
Babcia podrajcowana, że ludzie słuchają takiej gów**ary, zaczęła dziecko naprowadzać, co jeszcze ten smok zjadł. W końcu zabrakło pomysłów. Wtedy babcia zadała kluczowe pytanie:
- I co było dalej jak już się najadł, no co było dalej?
Siostra:
- I smok się ZESRAŁ!

Wilk i koza...

Wilk i koza

Schwycił wilk kozę. Minęło lat kilka
I koza zjadła z kopytami wilka.
(Jan Sztaudynger)

A z pocałunkiem póki...

A z pocałunkiem póki co zaczekamy - powiedział piękny książę złażąc ze Śpiącej Królewny.

Plażowe referencje...

Plażowe referencje

Najlepiej to widać na plaży,
Że kobieta nie ma twarzy.
(Jan Sztaudynger)

Moja matka pracuje głównie...

Moja matka pracuje głównie przed ekranem laptopa. Żeby móc zdalnie łączyć się z komputerami klientów firmy, szefostwo wprowadziło do firmy program pozwalający na podgląd i wykonywanie operacji na pulpitach połączonych maszyn. Gdy mama źle się czuła, zamiast iść do pracy, wykonywała pracę zdalnie przy pomocy tegoż programu, zainstalowanego także na naszym domowym komputerze. Pewnego dnia, gdy wróciłem ze szkoły wcześniej, nie będąc świadom tego, że moja rodzicielka była wciąż podłączona do komputera w domu, postanowiłem puścić sobie porno. Jakież było moje zdziwienie, gdy uświadomiła mi, że wszystko wyświetliło się jej, jak i jej koleżankom z pracy. YAFUD

SZTUKA PRZEKONYWANIA...

SZTUKA PRZEKONYWANIA

Takie nastały czasy, że rozmowy przez telefon komórkowy prowadzimy już wszędzie.
Siedzę sobie jak panisko w autobusie a nad moją głową [c]hłopakowi maija-hi maija-ho zagrało. Odebrał. Oto, co usłyszałam:
c - Cześć kochanie. Jesteś jeszcze w pracy?
- (...)
c - A... Już wyszłaś... A minęłaś już korek?
- (...)
c - Nie było korka? A pójdziesz na zakupy?
- (...)
c - Aaaa! zrobiłaś już zakupy? To zaraz będziesz w domu?
- (...)
c - To czemu nie mówisz, że jesteś w domu? Co będzie na kolacyjkę?
- (...)
c - To bardzo fajnie. Potem obejrzymy jakiś film.
- (...)
c - TO PO CO robiłaś kolację, skoro chcesz iść do knajpki?
- (...)
c - Z kim? Jak to ja zostaję w domu?
- (... !!! ...)
c - Czemu mi to robisz?
- (...)
c - Ile? Osiem piw? Dobrze kochanie, idź z przyjaciółką na tę kolację, jakoś sobie poradzę. Pa kochanie. Pa.

KONKRETNY POMNIK...

KONKRETNY POMNIK

Otóż siostra mojej sympatii, wraz ze swoim prywatnym mężem, wybrali się razu pewnego na cmentarz. Bez głupich myśli proszę. cel był ze wszech miar zbożny - podlanie kwiatków na grobie babci. Ale jako, że na cmentarzu tak cicho z natury rzeczy, to wypada jakiś poziom decybeli w otoczeniu utrzymać, toteż zaczęła się rozmowa, która szybko spełzła na temat pomników nagrobkowych ("Ten to brzydki, ale ten całkiem ładny"), a następnie na wymagania osobiste co do ww. ("A taki to bym mogła mieć, ale takiego już nie"). Ponieważ mężczyzna w tym małżeństwie raczej małomówny i do gadulstwa nieskory, to za język trzeba czasem pociągnąć, a wypada to uczynić, bo perełkę potrafi ów mąż spłodzić:
[Żona] - Słuchaj, a jaki ty byś chciał mieć pomnik?
Na co on się rozmarzył, popatrzył w niebo i rzekł:
[Mąż] - Nie wiem, jakiś taki konkretny... ja... na koniu.

WESOŁA ORKIESTRA...

WESOŁA ORKIESTRA

Tournee orkiestry symfonicznej po Hiszpanii... Ostatnia impreza, wszyscy schlani w trupa i jeden koleś schlany do nieprzytomności. Podobno od dawna miał depresję, myśli samobójcze i tego właśnie wieczoru postanowił skończyć ze swoim życiem. Gdy wyskoczył z drugiego piętra, nikt nawet nie zauważył. Myśląc, że poszedł na dziwki, koledzy spakowali mu wszystkie rzeczy (razem z paszportem) i pojechali na lotnisko z nadzieją, że w ostatniej chwili dołączy. Nie dołączył. Za to zadzwonił z konsulatu następnego dnia, a jego opowieść zaczynała się od słów:
- Budzę się spieczony na raka, w samych bokserkach, rozglądam się i patrzę, że leżę na markizie nad knajpą pełną ludzi…

BĘDZIESZ SIĘ KŁÓCIŁ?...

BĘDZIESZ SIĘ KŁÓCIŁ?

Jadę sobie spokojnie gdzieś w okolicach jakiejś wsi i dopiero na widok czegoś takiego niebieskiego z czerwonym na jednym końcu przypomniałem sobie, że znak ograniczający do 40km/h mignął mi jakiś czas temu.
Niebieski wyglądał na takiego bardziej kumatego, więc pomyślałem, że nie zaszkodzi pogadać. Zwłaszcza, że wonieje mi to kilkunastoma punktami...
Zaczynam (z szelmowskim uśmiechem):
- Ej, no! Nie rób pan scen! 40, czy 140? O jakąś jedynkę będziesz się pan kłócił?
Niebieski popatrzył spode łba i rzucił krótko:
- 500.
Przytkało mnie trochę, ale wyksztusiłem:
- Iiiiiillllleeee?
Na to niebieski (z jeszcze bardziej szelmowskim uśmiechem, niż mój):
- 500, czy 50? O jakieś zero będziesz się pan kłócił?

Historia zasłyszana od...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.