Jeden z wybitnych polskich aktorów przedwojennych był natarczywie nagabywany przez pewna damę o rozmowę. Żeby się od niej uwolnić postanowił udawać jąkałę. Jąkał się tak bardzo, że nie udało mu się wykrztusić porządnie ani jednego zdania. Dama, zdumiona, wreszcie pyta:
- Ależ mistrzu, przecież niedawno, na scenie mówił pan poprawnie!
- Ppppproszszze ppppannni, czczczegggóż się nnnnnie rrrrobbi dddddla pppppieniędzy!
Turyści!
Jeśli kiedyś, gdzieś straszliwie się zgubicie... oto co należy uczynić: rozglądamy się bacznie wokół, wybieramy jedną, pierwszą lepszą drogę i konsekwentnie trzymamy się jej do samego końca.
Potem, z Rzymu to już łatwizna...
Mazury. Warszawiak na polu pewnego chłopa upolował kaczkę. Chłop podbiega i mówi:
- Panie, to moje pole i moja kaczka!
- Ale to ja ją ustrzeliłem! - mówi warszawiak.
Chłop proponuje:
- Rozstrzygniemy nasz spór zgodnie z tradycją. Kiedy chłopy się kłócą, to się kopią w czułe miejsca. Ten z nas, który wytrzyma więcej kopniaków, wygrywa.
- Dobra, zaczynaj - mówi warszawiak. Chłop kopie go z całej siły w krocze. Warszawiak pada na ziemię i niemiłosiernie wyje z bólu. Dopiero po kilku minutach wstaje na nogi i szepce:
- Teraz... teraz chamie.... moja kolej.
Chłop:
- Aaa, bierz pan tę kaczkę i spadaj!