psy
fut
lek
emu
#it
hit
syn

Po prostu piszę jak było...

Po prostu piszę jak było a co opowiedział mi kiedyś ojczym.
Lat dobrych 20 temu przebywał i pracował w Szwecji. Miał kilkoro znajomych mieszkających na osiedlu bloków komunalnych, przyznawanych przez państwo. I to nie jakieś nory to były, nie. Osiedle zadbane, czyściutkie, mieszkanie po każdym lokatorze odnawiane niemal do standardu apartamentu. No ślicznie po prostu.
No i nad jednym z tych znajomych przydział na taki luksus dostała jedna z arabskich rodzin. Dużo dzieci, dziadkowie- 3 pokolenia razem. To i apartament nie byle jaki bo coś koło 80- 90m2 tam było, 4 pokoje bodajże.
Nowi lokatorzy nie okazali się specjalnie uciążliwi, brudni czy hałaśliwi. Tylko po kilku miesiącach sufit kolegi zaczął robić się szary, potem czarny, a potem zaczęła brudna woda kapać nad jednym z pokoi. Arabowie do domu nie wpuszczali- nie mieli takiego obowiązku, twierdzili że żadnej awarii nie ma i w ogóle oni nie wiedzą skąd ten problem. Gdy w zalanym pokoju nie można już było mieszkać, wszystko nasiąkło i śmierdziało, zdesperowany facet poprosił o interwencję administrację. Ci wejść mogli i weszli... A tam...
W problematycznym pokoju zostało urządzone pole. Wiecie, orne. Nanoszone ziemi na pół metra i roślinki jakieś rosły, zboże czy inne cudo. A w kącie zagroda, a w zagrodzie- kozy.

ASORTYMENT...

ASORTYMENT

Zdarzyło się to w ostatni weekend, ja tylko obserwowałem.
Kolejka w osiedlowym spożywczym. Za sprzedawcą stoi "bateria" wszelakiego rodzaju alkoholu.
Do lady podchodzi facet i zadaje dość "ynteligentne" w tym miejscu pytanie:
- Czy jest wódka?
Sprzedawca i cała kolejka dość dziwnie popatrzyła na kupującego, ale sprzedawca bez mrugnięcia okiem odpowiedział:
- Nie, nie ma. Sprzedajemy tylko wodę święconą i motorówki.

Dzisiaj moja szwagierka...

Dzisiaj moja szwagierka oświadczyła mi zimnym tonem, że znacznie bardziej przepada za byłą swojego brata niż za mną oraz, że raczej nigdy nie uda jej się przełamać niechęci do mnie. Była to pierwsza poważna rozmowa jaką kiedykolwiek zainicjowałam. Zrobiłam to aby pogłębić nasze dotychczasowe udane stosunki. YAFUD

STAROPOLSKA MEDYCYNA...

STAROPOLSKA MEDYCYNA

Dziadek (Św. P. niestety) opowiadał mi kiedyś, że parędziesiąt (pewnie) lat temu, był jakimś tam lekarzem gminnym, czy kimś takim. Zapisał, nie wiem już na co, chłopu... pijawki.
Na następnej wizycie, pyta się pacjenta o efekty, a chłop na to:
- Łoj panie doktorze, na początku było ciężko, ale potem, jak mi je stara z kaszą usmażyła, to szło dużo lepiej.

KLUCZ DO SUKCESU...

KLUCZ DO SUKCESU

Mój ojciec, jako klient VIP w Selgrosie, miał dostać klucze do miejsca parkingowego VIPowskiego. Zależało mu nich bardzo i udał się do zarządcy obiektu, aby dostać je jak najszybciej – jeszcze przed galą, na której wszyscy oficjalnie mieli je dostać. Zarządca nie chciał się zgodzić, bo kluczyk był jeden i nie było jeszcze kopii, ale zamęczany długimi prośbami, w końcu się zgodził. Tato klucz dostał, dorobił sobie i oddał.
Na gali z wielką fetą wręczono kilkanaście kluczy, które pasowały do... ojca skrzynki. Bo Tato zamienił niechcący kluczyki i oddał nie ten.

Jeśli przypadkiem budzisz...

Jeśli przypadkiem budzisz się w poniedziałek po południu i nie napierdziela cię głowa to znaczy, że jest już środa...

Dwóch ludzi zgubiło się...

Dwóch ludzi zgubiło się na pustyni.
- Jak myślisz? Znajdą nas? - pyta jeden drugiego
- Mnie napewno. Płacę alimenty trzem kobietom.

SEKRET POLSZCZYZNY...

SEKRET POLSZCZYZNY

Mimo, że trwa fizyka, pani K. poucza nas, dlaczego mówi się tak, i tak, i tak... W końcu dochodzimy do słowa "cudzysłowie". Wielka zagadka, dlaczego właśnie tak? Grupa milczy, bo co tu się będziemy kompromitować... W końcu Pani K.:
- A oto sekret naszej polszczyzny. Mówimy w "cudzysłowie", a nie "cudzysłowiu", bo nie mówimy w "dupiu", tylko w "dupie"...

Mam chorobę morską. Płynęliśmy...

Mam chorobę morską. Płynęliśmy statkiem na wycieczkę. Żebrało mi się na wymioty, do WC była kolejka. Pobiegłam do burty, a że wiatr był boczny i obrzygałam ludzi pijących kawę pokład niżej. To była moja klasa z wychowawczynią. YAFUD

NA KOLANACH MIKOŁAJA...

NA KOLANACH MIKOŁAJA

W okresie świątecznym wcielam się w ś(n/w)iętego Mikołaja. Otóż została na me kolana dostarczona dziewczynka, lat 4. Przerażona była niezwykle wręcz, małe dłonie zacisnęła w piąstki ze strachu i trzęsła się jak przysłowiowa osika. Jako dobry starzec wręczający prezenty, które to rodzice dostarczali Śnieżynce tak, aby dzieciak nie widział, pokazałem jej paczkę, którą specjalnie dla niej moje Elfy przygotowały, ale... każde dziecko musiało powiedzieć wierszyk, zaśpiewać czy też zatańczyć, aby nie było tak łatwo. Niestety maleńka kobietka była tak zestresowana, że na każdą moją prośbę o powiedzenie czegokolwiek stanowczo kręciła głową na NIE. Wpadło mi do głowy, że jedno na pewno powie, więc zaproponowałem:
- To może powiesz nam paciorek?
Na co maleńka z szybkością karabinu maszynowego zaczęła mówić:
- Paciorek, paciorek, paciorek...
Prezent dostała, obiecała być grzeczna, a ludzie wydawali się być po tej wersji pacierza dużo bardziej uśmiechnięci - czego i Wam życzę.