psy
#it
hit
fut
lek
emu
syn

- Mój ojciec tak się...

- Mój ojciec tak się skuł we własne urodziny, że jak przynieśli tort, to dmuchnął na niezapalone świeczki...
- To nie trzeba być jakoś specjalnie pijanym.
- Nie dałeś mi dokończyć. Dmuchnął - i świeczki się zapaliły.

- Czemu buty nie wypastowane?!...

- Czemu buty nie wypastowane?!
- A co to pana sierżanta obchodzi?
- [łup w mordę] Czemu buty nie wypastowane?!
- Pasta się skończyła, panie sierżancie!
- A co to mnie obchodzi?!
- No właśnie tak na początku powiedziałem, panie sierżancie!

Angielskim komentatorom...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.

W przedszkolu trzej chłopcy...

W przedszkolu trzej chłopcy chwalą się swoimi dziadkami.
- Mój dziadek pali fajkę i umie puszczać takie ładne kółka buzią - mówi pierwszy.
- A mój pali papierosy, które sam sobie robi taką maszynką, a potem jak wypuści dym nosem to wygląda jak smok - dodaje z gestykulacją drugi malec.
- Mój pali takie duże cygara, a dym wypuszcza pupą - kończy trzeci.
- Nie kłam to niemożliwe!
- Ale to prawda!... Kiedy wymieniał majtki, to widziałem ślady po nikotynie.

Eskimos, będąc w Kanadzie,...

Eskimos, będąc w Kanadzie, kupił sobie lodówkę.
Zdumiony sprzedawca pyta:
- Po co panu ta lodówka, przecież na Grenlandii mróz trzyma cały rok?
- To proste. Tam na dworze jest minus 60 stopni, w domu minus 40 stopni, w łóżku minus 30 stopni. W lodówce przynajmniej będę mógł się ogrzać.

Gruzja, żona Wachtanga...

Gruzja, żona Wachtanga Goderidze przychodzi do ginekologa i żali się, że nie może w żaden sposób zajść w ciążę z mężem. Lekarz dał jej jakieś tabletki i wysłał do domu. Wieczorem doktor dzwoni do Goderidze i mówi:
- Słuchaj Wachtang, u nas w gminie już dziewiąta dziewczyna zarejestrowała dziecko od ciebie. Więc dlaczego twoja żona nie może zajść z tobą w ciążę?
A Wachtang na to:
- Co ja mogę powiedzieć? Tylko jedno: Goderidze w niewoli się nie rozmnażają.

Dawno, dawno temu, za...

Dawno, dawno temu, za górami i lasami było sobie szcześliwe królestwo. Ludzie żyli w dostatku, niczego nie brakowało i wszyscy byli zadowoleni ze swojego wspaniałego króla. Jednak, jak to w baśniach bywa, sielanka nie trwała wiecznie. Pewnego dnia bowiem w królestwie pojawił się straszny smok - ogromny jak góra, o płomieniu tak gorącym, że przetapiał skały w szkło w ciągu pięciu sekund. Co gorsza - smok, jak kazdy stereotpowy smok z baśni, gustował w dziewicach, które należało dostarczać do jego jaskini, gdzie je rozdziewiczał, a potem zjadał to co zostało po rozdziewiczaniu.
Blady strach padł na ludność w tym królestwie. Szkoda było pięknych dziewczyn,a smok zapowiedzial, że jak skończą się dziewice to spali całe królestwo i odleci. Należało coś z nim zrobić - najlepiej zabić.
Jak to w baśniach bywa, król miał trzech synów. Pierwszy, najstarszy byl silny jak tur, powiadano, że jak ścisnął tysiącletni dąb, to sok z niego tryskał jak z młodej brzózki. Średni, trochę młodszy, także był nie lada mocarzem - podobno potrafił dwa byki za rogi położyć na ziemi. Trzeci, najmłodszy... no wiecie... szkoda gadać - trzeci był po prostu głupim wymoczkiem, o prostym sercu i sile dwunastoletniej dziewczynki.
Wezwał zatem król do siebie swojego najstarszego syna i tako mu rzecze:
- Najstarszy, najsilniejszy, najmądrzejszy i najpiękniejszy synu mój. Załóż swoją świętą zbroję, weź magiczny miecz i idź zabij smoka. Syn przytaknął wdział świętą zbroję, wyrwał ze skały magiczny miecz i poszedł zabić smoka. Szedł i szedł przez dziki las. Nagle patrzy: na ziemi leży gniazdo z pisklętami, które spadlo z drzewa. Niewiele myśląc, kopnął gniazdo i poszedł dalej. Doszedł nad leśne jezioro, patrzy, a tam na brzegu leży ogromny szczupak i dusi się. Zarechotał z tak zabawnego widoku, kopnął rybe i poszedł dalej. Doszedł do największego mrowiska w cały świecie. Czarna masa mrówek uwijała się po wielkim stogu ściółki wśród swoich mrówczych obowiązków. Rycerz wytrząsnął na mrowisko węgielek z fajki, popatrzył trochę z radością na walkę mrówek z pożarem i poszedł dalej.
Wyszedł w końcu z lasu i ujrzął smoczą jaskinię. Stanął przed nią, podparł się dumnie swoim magicznym mieczem i krzyknął z całej siły swoich ogromnych płuc:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.

NA RATUNEK...

NA RATUNEK

Dziadek mój wspominał taką oto zabawną historię:
Działo się to kilkadziesiąt lat temu, gdy nie był jeszcze dziadkiem. Mieszkał na wsi z rodzicami, po których miał dziedziczyć gospodarkę, i z żoną - moją przyszłą babcią, do której pewnego razu przyjechała w odwiedziny jej siostra. Dziadek, wiedziony niemałym poczuciem humoru, wrzucił do studni swój beret i przyczaił się za rogiem. Po chwili po wodę przyszła jego żona i oczywiście zobaczyła pływające nakrycie głowy.
- Ratunku! Edzio utopił się! Hilfe! Hilfe! - podniosła raban (a była Niemką, dlatego przytaczam nieco po germańsku).
Na wołanie przybiegła jej siostra oraz matka rzekomego topielca:
- Dawajta drabinę, może jeszcze go wyciungniem!
I oto kobiety skoczyły po długą drabinę, kawalarz zaś okrążył oborę i, gdy one wszystkie targały już drabinę ku studni, przyłączył się na czwartego. Pospiesznie donieśli ją na miejsce i - dawaj! - opuszczają do studni; dziadek, jak na chłopa przystało, pomagał im w tym.
Już chciały baby pakować się do studni na ratunek, a tu - ŁOJEZU! - któraś zorientowała się, że "utopiony" stoi obok, pomaga i cieszy się z dowcipu!

Blondynka:...

Blondynka:
- Panie doktorze, psy mnie pogryzły!!!
- A były szczepione? - pyta doktor.
- Tak - dupami...