Przychodzi emerytka do mięsnego:
- Poproszę pięć deko mięsa mielonego.
- I co pani z tym zrobi? - pyta zaciekawiony sprzedawca.
- Dokupię jedną brukselkę i zrobię gołąbków na tydzień.
Mąż do żony:
- Wiesz, śnił mi się dzisiaj ciekawy sen. Idę chodnikiem, a naprzeciw mnie idzie młoda blondynka. Zgrabniutka, ubrana modnie... I niesie bardzo ciężką torbę.
- Tak? I co dalej?
- No, jak to co? Zaproponowałem jej pomoc! Pomogłem jej donieść torbę do przystanku tramwajowego.
- Aha. A potem?
- No, w ramach wdzięczności pocałowała mnie w policzek.
- A później?
- Co później? Nic później. Odjechała. Wszystko.
- Nie zostawiła numeru telefonu?
- Zostawiła! Mam w komórce zapisany!
Z opowiadania Łyliego:
"Idę w poniedziałek do roboty (Łyli robi w fabryce), wchodzę uśmiechnięty na bramę (o, nowy strażnik) wyciągam jak zawsze łapę po klucz do pokoju numer 5...
- ...obry. Piąteczka. – mówię.
A ten patrzy, patrzy... JEBUT! Mało mi, k***a, ręki nie utrącił, kretyn..."
Bierzesz ze sobą namiot?
- Tak.
- A duży on?
- Pisze, że dwójka, ale jak się chce, to można spać i we trójkę. A nawet we czwórkę, jeśli się sobie nawzajem ufa...