- No więc wracam dzień wcześniej z delegacji...
- Dobra, dobra, daruj sobie resztę!
- Czemu?
- Przecież dalszy ciąg jest oczywisty. Znalazłeś go w szafie?
- Nie, zakopałem go za garażem.
Ostatnią wieczerze wigilijną spędził z nami pewien Brytyjczyk. Pierwszy raz był w Polsce, przeto nie znał nic a nic naszych zwyczajów. Gdy po łamaniu się opłatkiem wszyscy zasiedli do stołu ww. zauważył, iż obrus jest nierówny. Wiedziony ciekawością wymacał siano, które jak tradycja nakazuje znalazło się pod obrusem. Zapytał nas, co to kufa jest. Nikt z domowników nie mógł sobie przypomnieć jak po angielsku jest siano (ot takie banalne słówko – dla zainteresowanych ‘hay’). W końcu ktoś rzucił – sucha trawa. Angol zmierzył nas wzrokiem i z lekkim niedowierzaniem zapytał:
- Do palenia?
Po wizycie u lekarza:
- Doktorze, i co mi jest?
- To może być wszystko: od rzadkiej postaci zespołu Parkera-Scotta do banalnej grypy. Wszystko zależy od pańskiej pozycji finansowej.
Mąż z żoną leżą w łóżku. Mąż leżąc na plecach plunął w sufit, ale plwocina nie doleciała i wylądowała żonie na czole.
- Mógłbyś chociaż następny raz uprzedzić! - obruszyła się żona.
Za pięć minut mąż:
- Uprzedzam!
Żona trwożnie schowała się pod kołdrę.
Mąż pierdnął...
Wraca malutki, chudeńki urzędnik do domu. A tu jego żona w pościeli z kochankiem. Kochanek wielkie bydlę, ze dwa metry wzrostu i półtora metra w klacie. Na widok urzędnika podrywa się z pościeli.
Urzędnik :
- Dobrze, że pan taki duży, bo ja okularki w pracy zostawiłem... - powiada, wyjmując rewolwer z kieszeni.
(W nawiasach podano efekt słuchowy)
Mój znajomy pracuje na stacji benzynowej. Ostatnio zostały zatrudnione nowe pracownice, które przynoszą "starym" pracownikom mnóstwo uciechy.
Wchodzi gostek w płaszczyku - marynareczka, jednym słowem inteligencik.
- Poproszę paczkę Marlboro i zapałki.
Panna bierze Marlboro, macha przed czytnikiem kodów paskowych, czytnik łapie i nabija na kasę. Ponieważ na niektórych produktach np. zapałkach, czytnik nie "chwyta" i trzeba produkt wstukać z klawiatury kompa, panna rzuca:
- Zapałek nie ma.
- Ale widzę za panią.
- A, tak, rzeczywiście.
Oczywiście czytnik nie daje rady. Panna macha zapałkami jak szalona. W końcu zniecierpliwiony gostek rzuca:
- Co pani robi?!
- Zczytuję (szczytuję)!
- Słucham?!
- No przecież widzi pan, że zczytuję (szczytuję)!
Po chwili:
- Wie pan co? Zrobię to ręcznie. Będzie szybciej.
Facet wychodząc:
- Dziwna ta stacja!
Kumpel spłynął po półkach, a jego znajoma wybiegła z budynku i ryczała za rogiem :).
Para ze sporym stażem. Rocznica, późny wieczór, sypialnia. Żona naga leży na łóżku, mąż zbliża się, mamrocząc pod nosem:
- Lech, lech, lech, lech, warka, warka, warka, tyskie, tyskie, noooo... ziimne tyyyyskie.
- Co ty robisz? - dziwi się żona.
- Erekcję.
Z pewnego forum:
Na koniec podróży - desperackie poszukiwania toalety w Sztokholmie. Potrzeba była nagląca, a w pobliżu żadnego WC. Ostatnim wysiłkiem woli dobrnąłem do czegoś w rodzaju knajpy dla harleyowców. "Parking tylko dla harley’ów - japońskie maszyny będą złomowane" - głosił znak przed wejściem. Z trudem przyswoiłem literki, a pot już obficie zrosił moje czoło. W pędzie minąłem brodatego właściciela rozpartego przed wejściem. W środku było jakby pustawo, ale nie zwróciłem na to uwagi. Uwagę pochłonęła strzałka z napisem WC. Resztkami woli dopadłem klamki i znalazłem się w krainie ulgi. W środku obmyśliłem taktykę.
"Facet sobie pewnie myśli, że jestem cham i hołota i tylko do WC wpadłem. To ja mu pokażę, że to nieprawda. Kawy już wieki nie piłem, trudno, odżałuję i zamówię, chociaż cena pewnie z kosmosu" - kombinowałem myjąc ręce. Wychodzę, patrzę, a tu właściciel stoi przede mną uśmiechnięty i zagaja:
- Hello!
- Hello! - Odpowiadam i pytam, czy nie mógłbym dostać czegoś do picia.
- Sorry synu, to moje mieszkanie! - Rzecze brodacz.
Odprowadził mnie do drzwi. A mógł zabić...