psy
fut
lek
emu
#it
hit
syn

KTOŚ MIAŁ PRZERĄBANE...

KTOŚ MIAŁ PRZERĄBANE

Mam ja ci remoncik poważniejszy w domu. Między innymi musiałam podpiąć do swojego pieca c.o. jeszcze dwa grzejniki. Wzięłam od znajomego hydraulika numer telefonu, zapisałam se w komórkie. Dzwonię... Nikt nie odbiera. Za kilka godzin dzwoni mój telefon. Patrzę - numer prywatny... Hm... Odbieram i słyszę jazgotliwe:
- Kim pani jest?
Ja spokojnie:
- Eeee... to pani do mnie dzwoni, więc niech pani się przedstawi...
Babsko przeszło na częstotliwość bardzo przykrą dla mojego ucha:
- Ty dziwko, ty zdziro! Przestań wydzwaniać do mojego męża!
I jeszcze parę kawałków w tym stylu. Zatkało mnie, rozłączyłam się. Spotykam rzeczonego hydraulika na ulicy i mówię:
- Weź powiedz tej swojej babie, żeby się puknęła w głowę, bo ci klientów odstrasza.
Teraz to jego zatkało. Opowiedziałam mu w czym rzecz - on mi na to, że nie miał żadnych połączeń nieodebranych. Sprawdziliśmy numer. Okazało się, że paluszek mnie się omsknął i zamiast "7" wcisnęłam"8".

Mężczyźni dzielą się...

Mężczyźni dzielą się na dwie kategorie:
- Tych, którzy noszą bokserki
- Tych, którzy wciągają slipki
Pierwsi mają coś do schowania, a drudzy się łudzą, że mają się czym pochwalić.

MIŁE DZIEWCZĘ ZA LADĄ...

MIŁE DZIEWCZĘ ZA LADĄ

Dnia wczorajszego poszliśmy z kumplami cosik przetrącić do wydziałowej knajpki. Od krótkiego czasu pracuje tam pewne Miłe Dziewczę Za Ladą [MDZL]. Studiujemy przez chwilkę menu choć i tak każdy dobrze wie co spożywał będzie. Kumpel jako pierwszy zamawia:
[K]: - Hot doga poproszę.
[MDZL]: - Przykro mi ale hot dogów już nie ma.
[K]: - To może w takim razie hamburgera.
[MDZL]: - Niestety hamburgerów też nie ma...
Ja w tym momencie zacząłem szukać po menu czegoś co mógłbym jeszcze zjeść nie wydając majątku ale [K] nie daje za wygraną i z łypem w oku pyta dalej.
[K]: - A cheeseburgery są?
[MDZL]: - No proszę pana! Jak mogą być cheeseburgery jak hot dogów nie ma?

Na lekcji polskiego dzieci...

Na lekcji polskiego dzieci rozwiązywały wraz z panią krzyżówkę. Wszystkie wyrazy zostały odgadnięte, z wyjątkiem jednego. Była to część ciała ludzkiego składająca się z pięciu liter. Pierwsza litera p, ostatnia a. Nikt z dzieci nie wiedział z wyjątkiem Jasia, który czerwony z emocji zgłaszał się do odpowiedzi. Pani nie chciała go słuchać, bowiem Jasio znany był z upodobania do wymieniania brzydkich wyrazów. W końcu jednak ustąpiła.
- To jest pięta, proszę pani.
- Brawo Jasiu, doskonale! Podoba mi się twój tok myślenia.
- Proszę pani, a teraz ja mam dla pani zagadkę. Co to jest: długie, giętkie, na trzy litery, w środku u.
Pani zaczerwieniła się i wyrzuciła Jasia z klasy. Po lekcji rozżalony malec zgłasza się do niej i prosi o uzasadnienie kary.
- Chciałeś powiedzieć brzydkie słowo.
- Wcale nie. To słowo to łuk, ale podoba mi się pani tok myślenia.

Działo się to w czasach,...

Działo się to w czasach, kiedy władza radziecka zaciekle zwalczała religię jako opium dla ludu i zabobon.
Nauczycielka na lekcji oznajmiła dzieciom, że Bóg nie istnieje, więc nie muszą sobie nim zawracać głowy. Jako praktyczny dowód zaproponowała:
- Wszystkie dzieci robią figę i unoszą rączki do góry. Zobaczycie, że się nic nie stanie, bo nie ma Boga!
Wszystkie dzieci z wyjątkiem jednego posłusznie podniosły rączki.
- A ty czemu, Abramku, nie zrobiłeś figi?
- Bo to jest tak, proszę pani. Jeśli Boga nie ma, to komu ja tę figę pokazuję? A jeśli jest - to po co sobie psuć stosunki?

Mazury. Warszawiak na...

Mazury. Warszawiak na polu pewnego chłopa upolował kaczkę. Chłop podbiega i mówi:
- Panie, to moje pole i moja kaczka!
- Ale to ja ją ustrzeliłem! - mówi warszawiak.
Chłop proponuje:
- Rozstrzygniemy nasz spór zgodnie z tradycją. Kiedy chłopy się kłócą, to się kopią w czułe miejsca. Ten z nas, który wytrzyma więcej kopniaków, wygrywa.
- Dobra, zaczynaj - mówi warszawiak. Chłop kopie go z całej siły w krocze. Warszawiak pada na ziemię i niemiłosiernie wyje z bólu. Dopiero po kilku minutach wstaje na nogi i szepce:
- Teraz... teraz chamie.... moja kolej.
Chłop:
- Aaa, bierz pan tę kaczkę i spadaj!

Cerkiew. Ślub. Pop pyta...

Cerkiew. Ślub. Pop pyta pana młodego:
- Czy bierzesz tę kobietę za żonę?
- A co, ma pan inną do wyboru?

Ratowniczki...

Ratowniczki
Jesteśmy z kumplem na basenie, w Sosnowcu. Porządku pilnują cztery niezbyt urodziwe ratowniczki. Miały pełne ręce roboty. Pełno dzieciaków - skaczą, biegają, wrzucają się do wody, podtapiają się. Co chwilę któraś musiała lecieć ich uspokoić. Cały czas pełna kontrola. W końcu znalazły chwilę wytchnienia, wracają wszystkie cztery na stanowisko ratowników: Krzywe nogi, nadwaga, małe cycki, z twarzy też nieciekawe. Kumpel skwitował:
- Jakie miasto, taki słoneczny patrol.

Jak jest po japońsku...

Jak jest po japońsku - gabinet dyrektora?
- Jamachama.

- Zenek! Ale ty to jesteś...

Treść tylko dla dorosłych. Zaloguj się lub zarejestruj aby potwierdzić swój wiek.